Podjazd był stromy i wymagający, ale dla niego nie stanowił większego
problemu. Napiął lekko zmęczone mięśnie, przeniósł ciężar ciała na kierownicę i
zaczął mocniej pedałować. Rower współpracował z nim lepiej niż ostatnimi czasy
narty. Kilka chwil później mógł stać na szczycie góry z niemałą satysfakcją
spoglądając na drogę, którą pokonał. Wyrównując oddech, przeniósł wzrok na
widoki, jakie roztaczały się z wierzchołka. Słoneczna pogoda i wysoka
przejrzystość powietrza sprawiały, że krajobrazy były wręcz bajkowe. Błękitne
niebo i piętrzące się w oddali pasma gór gęsto usiane lasami, powietrze
pachnące sosnami, chrzęst kamieni pod stopami — wszystko to napełniało go
spokojem, jakiego już dawno nie zaznał. Jedynie Erzgebirge, góry u podnóża
których leżała jego rodzinna miejscowość, pozwalały zapomnieć mu o wszelkich
troskach. Nic tak mu nie pomagało, jak kilkugodzinna przejażdżka po okolicy,
kiedy koncentrował się wyłącznie na rowerze i otaczających go krajobrazach.
Czasami tęsknił za mieszkaniem w Breitenbrunn. Za czasami, kiedy
jeszcze wierzył, że każda góra jest do pokonania. Za marzeniami o złotych
medalach i dalekich lotach.
Sięgnął po bidon z wodą i ugasił pragnienie. Zszedł ze szlaku,
postawił rower na stopce, po czym usiadł na ziemi i zapatrzył się w dal. Wziął
głęboki haust powietrza, rozkoszując się chwilą podczas, której wszystko było
takie proste, nieskomplikowane i przyjemne. Czuł się tak, jakby wziął sobie
krótką przerwę od własnego życia. Przez piętnaście minut nie był Richardem —
przeciętnym skoczkiem narciarskich, człowiekiem-porażką. Był częścią potężnych
gór, a harmonijny spokój ogarnął go całego.
Uwielbiał to uczucie. Całkowite wyciszenie. Jedność z naturą. Bycie z
dala od problemów, oczekiwań i oczu innych.
Okazało się, że gdzieś na świecie jest jeszcze miejsce, w którym umiał
i chciał być sam ze sobą. W którym nie potrzebował obecności innych ludzi, by
jakoś ze sobą wytrzymać i stłumić rosnący pesymizm. Z którego czerpał siłę, by
wierzyć, że nadzieja może jeszcze wszystko odwrócić.
Tak, wyświechtane przekonania, którymi gardził w codziennym życiu,
tutaj nabierały nowego znaczenia. Miał w sobie nadzieję i naprawdę nie
obchodziło go to, że ona zniknie, gdy tylko zejdzie na dół i zderzy się z
rzeczywistością. W tej jednej chwili wszystko było w porządku i chciał się tego
trzymać jak najdłużej.
Jednakże piękne chwile mają to do siebie, że przemijają w mgnieniu
oka.
Westchnął, kiedy spojrzał na zegarek. Musiał wracać. Musiał porzucić
swoje górskie alter ego i na powrót stać się Richardem Freitagiem.
A skoro o Richardzie Freitagu mowa...
Brunet wyciągnął telefon, uruchomił Internet i włączył Instagrama.
Nagrał kilka krótkich filmów na Insastories, głównie pokazując widoki, jakie
rozciągały się wokół, oraz chwaląc się swoim rowerem, z którego był
niesamowicie dumny. Zobowiązania sponsorskie zmuszały go do dzielenia się z
kibicami swoim prywatnym życiem, na co szczerze powiedziawszy nie miał ochoty,
więc starał się ograniczać to do absolutnego
minimum.
Zresztą czy miał czym się chwalić?
Cóż.
Westchnął cicho, czując w ustach gorzki smak rozczarowania. By
odwrócić uwagę od swojego życiowego poprania, spojrzał jeszcze raz na góry,
starając się pochłonąć jak najwięcej ich siły i spokoju. Może nie będzie tak
źle. Może jeszcze wszystko się ułoży.
Może.
Wsiadł z powrotem na rower i, dając się prowadzić szlakowi, pojechał
do domu.
czasami mam to
pragnienie
by raz na zawsze
opuścić to miejsce
pod ziemię schowam
się cicho
i już nigdy więcej o
mnie nie usłyszą
Szybki, chłodny prysznic przyniósł mu nieco ulgi. Odświeżony położył
się na łóżku w swoim starym pokoju, z nostalgią wspominając dawne czasy.
Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo, jak w dniu, w którym wyprowadzał
się do Chemnitz. Choć jego mama regularnie ścierała tutaj kurze i wietrzyła
pokój, nie przestawiała ani jednej rzeczy. Uwielbiał ją za to. Widok trofeów z juniorskich konkursów,
plakatów dawnych idoli i masy samochodów-zabawek napełniał go spokojem i
ckliwością, którą na co dzień gardził. Tutaj i teraz było jednakże całkiem
inaczej. Chyba wolał z sentymentem wspominać dawne czasy niż myśleć o ponurej
rzeczywistości.
Jezu, naprawdę był ostatnio odrażająco posępny.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk przychodzącego połączenia. Sięgnął po
telefon i od razu, gdy zobaczył zdjęcie widniejące na ekranie urządzenia,
uśmiechnął się szeroko.
- Cześć, kochanie.
Marlene zaśmiała się w odpowiedzi.
- No cześć. Co robisz?
- Odpoczywam po przejażdżce. I tęsknię. Bardzo.
Cóż, był jeszcze bardziej sentymentalną bułą niż myślał. Ale to nic.
Jego dziewczyna lubiła, gdy mówił jej nieustannie, co do niej czuje.
Jakby jego uczucia mogły się zmienić zaledwie w ciągu doby.
- Więc pakuj manatki i do mnie wracaj. - Znów się zaśmiała, co
podniosło Richarda nieznacznie na duchu. - We wtorek Zita robi domówkę.
- Kto robi imprezę w środku tygodnia? - Prychnął.
Słyszał jak Marlene westchnęła po drugiej stronie telefonu.
- Ćwierćwiecze obchodzi się tylko raz w życiu.
- Argument-inwalida.
- Nie musimy iść, jeśli nie chcesz. - Wyczuł w jej głosie rozdrażnienie.
- Ale ostatnio jesteś jakiś przygaszony. Pomyślałam, że przyda ci się trochę
rozrywki.
Nie przepadał za jej znajomymi i miał to szczęście, że ze względu na
swój zawód, omijała go większość ich spotkań i imprez. Jednakże od czasu do
czasu wypadało się z nimi spotkać, poza tym dobrze wiedział, jak Marlene
zależało na tym, by dogadywał się z jej przyjaciółmi.
Ostatnio nie był w wybitnie towarzyskim nastroju, ale chyba mógłby się
poświęcić. To tylko kilka godzin, powinien jakoś przeżyć.
- Oczywiście, że chcę. Zresztą Zita robi najlepszego gyrosa na
świecie.
Nènè pisnęła do telefonu. Jeśli ją to uszczęśliwi, to pójdzie na tę
cholerną imprezę i będzie się uśmiechać do obcych ludzi. Z nią przetrwa
wszystko.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie, wiesz?
- Wiem. - Zaśmiał się.
Przynajmniej czasami nie okazywał się taką wielką porażką.
zniknę teraz na
zawsze
gdyż życie już
całkiem zawstydza mnie
W towarzystwie przyjaciół swojej dziewczyny Richard nie czuł się
komfortowo. Jasne, byli wesołą paczką, która dużo żartuje, a jeszcze więcej
pije, ale lubili także rozmawiać o poezji, o czym skoczek nie mógł za wiele
powiedzieć. Nie brał również udziału w ich dysputach na temat kwestii, które
zawsze budzą kontrowersje. Nie przepadał także za polityką. W gruncie rzeczy
miał z nimi mało wspólnych tematów i gdyby nie mocne drinki oraz dłoń Nènè w
jego dłoni długo by tutaj nie wytrzymał.
Nie zauważyli nawet jak pod pretekstem skorzystania z toalety wymknął
się na podwórze, gdzie mógł wreszcie odetchnąć głęboko.
Może problem wcale nie leżał w poruszanych przy stole kwestiach, a w
nim samym? W końcu miał za sobą kilka miłych imprez spędzonych w takim gronie i
wiedział z kim może pogadać na taki temat, jaki mu odpowiada. Jednak dzisiaj
było jakże inaczej. Nie potrafił skupić się na ludziach wokół, a jego myśli
wędrowały do tematów, których raczej nie powinien roztrząsywać na imprezie. Nie
był w nastroju do żartów i swobodnych konwersacji. Ludzie go drażnili.
Oparł się o barierkę na tarasie i spojrzał w niebo gęsto usiane gwiazdami.
Noc była pogodna jak na czerwiec przystało.
Prychnął pod nosem. Wszystko wokół się układało — towarzystwo w
salonie świetnie się bawiło, pogoda była doskonała, nawet nastroje społeczne
się poprawiły. Jedynie on, Richard, wciąż miał pod górkę.
Nie wiedział czemu, dlaczego akurat teraz ta porażka tak go zabolała.
Przecież w ciągu swojego prawie dwudziestosześcioletniego życia nieraz
sromotnie przegrał. Jednak za każdym razem potrafił wstać z kolan, otrzepać się
z kurzu i dalej walczyć. Przynajmniej aż do następnej przegranej.
Może za wiele przykrych sytuacji się skumulowało, może wreszcie
stwierdził, że czas z tym wszystkim skończyć. W końcu ile można patrzyć na
ludzi, którzy spełniają jego marzenia, unoszą jego pucharu?
Boże, jaki był żałosny.
Po schodach zeszedł do ogródka. Chciał usiąść na ławce i jeszcze
chwilę poużalać się nad własnym, miernym
życiem. Zatrzymał się jednak w pół kroku, gdy na siedzisku zobaczył zarys
kobiecej sylwetki i strużkę dymu przecinającą powietrze. Zmarszczył brwi. W nikłym
świetle księżycowej poświaty nie rozpoznał w nieznajomej nikogo z przyjaciół
Marlene.
Zawahał się. Miał do wyboru powrót do rozmów o współczesnej poezji lub
poznanie kogoś nowego. Wybrał drugą opcję.
Bez słowa usiadł obok kobiety na ławce. Blondynka nawet nie
zareagowała. Nadal wpatrując się w niebo paliła swojego papierosa. Mężczyzna
poczuł się dziwnie.
- Jestem Richard. - Powiedział w końcu niezręcznie, byle tylko
przerwać tę ciszę.
- Nova. - Odparła nieznajoma nawet na niego nie patrząc. Wsadziła w
usta papierosa, zaciągnęła się, a potem odsuwając od twarzy fajkę, wypuściła z
ust obłoczek dymu.
Nie wyglądała ani na zdziwioną ani na skrępowaną. Za to on czuł się
bardzo nie na miejscu. Mimo to wciąż nie miał ochoty wracać na imprezę Zity.
- Dziwne imię. - Skwitował, byle tylko pociągnąć rozmowę. Nagle
stracił ochotę na samotne użalanie się nad własnym losem. Wolał zagłuszyć te
pesymistyczne myśli jakąkolwiek rozmową.
Byle tylko nie na temat poezji.
Kobieta rzuciła mu nie do rozszyfrowania spojrzenie, po czym odwróciła
wzrok.
- Dziwna fryzura. - Zripostowała szybko Nova, na co Richard odruchowo
przeczesał palcami włosy.
- Hej, nie podoba ci się moja fryzura na Channinga Tatuma?
Blondynka prychnęła.
- Chyba na rekruta.
- Chyba nie mogę się nie zgodzić. - Przyznał jej rację. Jego krótkie
włosy nieco go irytowały i gdyby nie Marlene, prawdopodobnie strzygłby się dwa
razy do roku. - Mogę zapytać, co tutaj robisz?
- Siedzę i palę. Jak widać.
Cóż, to zdecydowanie była rozmowa na wysokim poziomie.
- Okej. A Zita jest dla ciebie...?
- Siostrą. Długo będziesz jeszcze przeprowadzał swoje śledztwo? - Jej
głos nie był miły. I wciąż nie odwracała wzroku w jego kierunku. Jednakże mimo
widoczniej oziębłości miała w sobie coś, co sprawiało, że Richard nie czuł, że
go odpycha od siebie.
Brunet uśmiechnął się pod nosem.
- Więc to twój dom.
Nova wreszcie przyjrzała mu się dokładniej, unosząc przy tym brwi i
próbując powstrzymać ironicznie parsknięcie.
On to zawsze musiał się zbłaźnić.
- Brawo, jesteś bardzo bystry. Pewnie mama jest z ciebie dumna.
- Żebyś tylko wiedziała. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Blondynka wzruszyła tylko ramionami i unosząc głowę w stronę nieba,
zaciągnęła się głęboko papierosem. Nie dała się wciągnąć w żarciki ani nie
kwapiła się do rozmowy. Może to i dobrze, pomyślał Richard i sam wzbił wzrok w
gwiazdy.
Przynajmniej nie musiał wysilać się na miłe pogawędki i przyjazne
uśmiechy. Mógł siedzieć w ciszy i kontemplować nocne niebo w obecności
milczącej i obcej kobiety. Mógł w spokoju rozmyślać nad potęgą wszechświata
albo pastwić się nad własną ofermowością. Mógł poczuć się swobodnie z dala od
oceniających spojrzeń.
Jednakże był tylko sobą i nie potrafił siedzieć w ciszy.
- Dlaczego nie dołączyłaś na imprezę?
- A dlaczego ty z niej uciekłeś?
Strzał w dziesiątkę.
- Nie uciekłem, po prostu... - Przerwał, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Zresztą, czy musiał tłumaczyć się ze swoich skomplikowanych uczuć dziwnej
blondynce, której i tak nie interesował? - Jeśli ci przeszkadzam to mogę sobie
pójść. - Powiedział po chwili.
Nova wzruszyła ramionami.
- Wiem jak męczący są znajomi mojej siostry, więc byłabym okrutna
każąc ci do nich wrócić.
- Po prostu nie mam dzisiaj zbyt towarzyskiego nastroju.
- No popatrz, to zupełnie jak ja. - Na twarzy blondynki wreszcie pojawił
się uśmiech. I choć więcej było w nim sarkazmu niż radości, Richard sam się
uśmiechnął.
- Więc możemy posiedzieć sobie tutaj razem w ciszy, co ty na to? -
Zaproponował.
Kobieta spojrzała na niego z powątpieniem.
- Jeśli to nie wykracza poza zakres twoich umiejętności...
Richard wykonał gest, jakby zakluczał usta i wyrzucał klucz za siebie.
Wbrew swoim przypuszczeniom, nie rozbawił tym kobiety. Nova jakby ze znużeniem
odwróciła wzrok i znowu zajęła się swoim papierosem.
Nie potrafił jej rozgryźć, ani tym bardziej do niej dotrzeć. Była
zagadką, która, nie wiedząc czemu, zaczęła go nurtować.
Przyglądał jej się ukradkiem. Miała jasne włosy niedbale związane na
karku. Była niska i drobna, ubrana w czarny t-shirt z logo jakiegoś zespołu i
krótkie, jeansowe szorty. Miała mocno umalowane usta, lekko zadarty nos i
wielkie oczy. Kiedy podniosła papieros do ust, dojrzał na jej nadgarstku
tatuaż. Emanowała dziwnym spokojem, choć przysiągłby, że za jej stonowanym
sposobem bycia kryje się wzburzona dusza.
Nie była dziewczyną w jego typie. Ale dobrze mu się z nią milczało.
Oderwał wzrok od jej profilu i znowu spojrzał w niebo. Czuł się
spokojniej niż jeszcze kwadrans temu. Nawet pomyślał, że uda mu się spędzić
resztę nocy w dobrym nastroju, choćby musiał słuchać rozmów na tematy zupełnie
mu obojętne.
Kiedy spadająca gwiazda przecięła ciemne niebo, nie wiedział, czego
mógłby sobie zażyczyć. Lepszej formy? Spokojnego życia? Pewnej przyszłości?
- Rój Camelopardalidów.
Rzucił zdziwione spojrzenie Novie, która
mruknęła pod nosem jakieś dziwne słowo.
- Co?
- Rój Camelopardalidów. - Powtórzyła
głośniej. - Dzisiaj jest jedna z kilku nocy spadających gwiazd. Nie wiedziałeś?
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- Lepiej pomyśl życzenie. - Rzuciła kpiąco,
po czym zaciągnęła się papierosem.
Richard prychnął.
- Co jeśli nie mam życzeń?
- Każdy ma.
- Więc moim jedynym marzeniem jest niebycie
takim frajerem. - Westchnął głęboko, zadziwiając samego siebie tym nagłym
przypływem szczerości.
Nova spojrzała na niego, prowokująco
unosząc jedną brew.
- Myślisz, że spadająca gwiazda ma aż taką
moc?
- Hej, nie znasz mnie. - Obruszył się
brunet.
Kobieta uśmiechnęła się przelotnie, po czym wzruszyła ramionami.
- Nie muszę kogoś znać, by wiedzieć, że ktoś frajerzy. Od ciebie,
kolego, czuć to z daleka.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Zresztą miała rację. Frajerzył tak
bardzo, że aż żal mu siebie było. Ostatnio nic mu nie wychodziło i nawet
porzucił już nadzieję, że jego los jeszcze się odmieni. Widocznie przegrywanie
było jego przeznaczeniem, a z przeznaczeniem nie wygrasz.
Przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, że aż tak było po nim widać jego
wewnętrzne popranie. Żył w poczuciu, że umie dobrze maskować własną niepewność
i posępność, że nikt nie zauważy tego, jak ostatnio było mu źle. Widocznie się
przeliczył.
- A ty jakie masz życzenie? - Zapytał, żeby zrzucić z siebie uwagę
blondynki.
Nova zamyśliła się. Nawet nie próbowała maskować smutku, kiedy kilka
chwil później odpowiedziała na pytanie.
- Chyba dokładnie takie samo jak ty.
muszę wierzyć
że coś jest powyżej
i poniżej
________________
Nawet nie wiesz jak dobrze, być tu z powrotem moja droga :) co prawda chcąc nie chcąc, wyszłam z wprawy więc nie gniewaj się, ale ten komentarz nie będzie zbyt składny, a już na pewno nie tak jakbym chciała.
OdpowiedzUsuńWyjątkowo zacznę dosyć ogólnie, gdyż pierwszym co przychodzi mi na myśl jest obiektywna prawda – bez względu na historię którą opowiadasz, zawsze ale to zawsze tworzysz tak cudownie złożonych bohaterów i pozwalasz nam wniknąć w najciemniejsze zakamarki ich myśli, zrozumieć targające nimi emocje i niezrozumienie otaczającej ich rzeczywistości. I trzeba to przyznać, my jako ludzie mamy problem ze światem który się zmienia i pędzi do przodu, nie pytając nas czy nam się to podoba ani nie czekając czy wsiądziemy do odjeżdżającego już ostatniego pociągu. Niestety jedni zdążają, drudzy próbują go gonić, a jeszcze inni zwyczajnie odpuszczają. Czasami dlatego, że nie nauczyli się biegać lub nie zależy im już na tym. Jest jednak jeszcze jedna grupa i tu widzę naszego głównego bohatera – wśród tych którzy o jeden raz za wiele, byli zmuszeni próbować owy pociąg dogonić i przez to utracili nadzieje, że jest to możliwe. Ale jeśli tak jest, to dla Richarda wciąż jest nadzieja. Jemu tylko i zarazem aż wystarczy przypomnieć sobie jaki kiedyś potrafił być waleczny i nieustępliwy, gdyż potrafił prawda? Nie był z tych którzy walczyć i zwyciężać nigdy się nie nauczyli. Wnioskuję, po jego powrotach do szczęśliwej przeszłości i rodzinnego domu. Tak szczęśliwym ludziom jest łatwo, oni nie oglądają się za siebie. Z uśmiechem patrzą w przyszłość.
Cóż Richard prezentuje nam się jako człowiek zmęczony swoim życiem, pełnym rozczarowań. Rzeczywistości odbiegającej od ambitnych planów i marzeń. I wiesz Cam mam wrażenie, że ciągle za mało wiemy aby stawiać jakąkolwiek diagnozę czemu akurat jemu nie wyszło. Choć dobrze rozumiem jak to jest któryś raz się sparzyć i stracić zapał. Machnąć ręką i przyznać, że jest się do niczego. Wtedy najbardziej potrzebni są najbliżsi, ci którzy podadzą nam rękę gdy wisimy nad przepaścią lub dadzą mocnego kopniaka na rozpęd gdy nadmiernie się nad sobą użalamy. Po prostu ciągną nas do góry i chwała im za to. Freitag ma na tej linii Marlene i zdaje się traktować ją jako jedyne, co mu się w życiu udało. Potrafi wywołać uśmiech na jego twarzy i wydaje się być jedynym promyczkiem w tym całym ogarniającym go mroku. Właśnie tylko faktycznie nim jest, czy tylko się tak Freitagowi wydaje a to pytanie zasadnicze i zasadniczo otwarte.
Postać Marlene im bliżej ją poznajemy tym bardziej mam w stosunku do niej mieszane uczucia. Przecież sama przyznała, że bywał ostatnio rozdrażniony czyli dostrzegała problem. Tylko rozwiązanie jakie zaproponowała zupełnie do mnie nie przemawia. Mam na ten moment dwa przypuszczenia. Pierwsze – ona go kompletnie nie potrafiła zrozumieć, to co przeżywał, jak bardzo czuł się „frajerem”. Może akurat jest z tych, które są jak jest dobrze, a jak się psuje to gdzieś tam się rozmywają. I z całą pewnością bagatelizowała jego nastrój, pozwalając mu popadać w jeszcze większy marazm. To nie trwało jak sądzę miesiąc czy dwa dlaczego więc nie zrobiła czegoś aby on poczuł się wreszcie lepiej. Nie wiem, mogła go zabrać gdzieś na długie wakacje i na chwilę pozwolić mu przestać analizować labo cokolwiek co pozwalałoby mu poczuć beztroską radość. Nie. Zabrała go do swoich znajomych, za którymi nie przepadał. Nie wiedziała? Mało prawdopodobne. Zatem kierowała się raczej dobrem swoim aniżeli swojego chłopaka. I te jej piękne słowa „Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie” mogły jedynie pomóc na kilka minut, wywołać jeden uśmiech i już. To przecież nie słowa są kluczem tylko działanie. Nie brakuje na świecie pięknych słow, a już nie ma czegoś gorszego od pięknych słów które kłamią. Ale o tym to pewnie przekonamy się niedługo.
Drugą wersją powodów takiego, a nie innego zachowania dziewczyny doszukuję się właśnie w niewłaściwym zrozumieniu zachowania Richarda, bez grama złych intencji. Po prostu, mogła patrzeć na świat zupełnie inaczej i nie rozumieć duszy sportowca jaką posiadał Richard. Mogła również nigdy nie przegrać. Trafiają się Ci urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą, którym zawsze się dobrze ułoży. Stąd ci oderwani od Riczowego świata, rozmawiający o poezji (serio poezji???XD ja profan XD) i polityce. Jak miała go właściwie wspierać skoro jej świat tak bardzo odstawał od jego. Oczywiście nie wyklucza jedno drugiego ale zazwyczaj utrudnia.
UsuńDobra dosyć o Marlene wróćmy do naszej zagubionej owieczki. Nie dziwię mu się ani troszkę, że dał nogę od tych fanów poezji XD wybacz musiałam XD był tylko normalnym facetem, któremu życie się posypało więc co go obchodziły tkliwe wersy zapisane na kartach papieru. Uciekł i spotkał na swój sposób bratnią duszę. Ten ich dosyć dziwny dialog niewiele nam jeszcze o niej mówi. Wciąż pozostaje owiana nutką tajemniczości i niedostępności. Mimo tego już zdążyłam ją polubić szczególnie za ten sarkazm obecny w każdym wypowiadanym słowie. Może dlatego, dobrze mu się z nią milczało. A może czuł podświadomie, że wreszcie ktoś go rozszyfrował. Z tego powodu pozwolił sobie przyznać przed nią, to co od dawna o sobie myślał. Był frajerem. Nie wiem ale w tym momencie zrobiło mi się go naprawdę żal zwłaszcza w kontekście tego jego marzenia. Powinien marzyć o wygraniu olimpiady, szczęśliwym długim życiu i gromadce dzieci. Cóż moje miękkie serce zostało poruszone, osiągnęłaś swój cel – gratuluję :) i nie sposób przy tym nie pogratulować ci tej fantastycznej wymiany zdań: „-Myślisz, że spadająca gwiazda ma aż taką moc?”
„- Hej, nie znasz mnie”
Mistrzostwo świata <3
I akurat w tym, że go nie zna prawdopodobnie mylił się najbardziej na świecie. W tamtym momencie znała go o wiele lepiej niż Marlene. Może nawet o wiele lepiej niż on sam siebie znał. A to stąd, że sama czuła się podobnie. Była równie samotna i pełna sprzeczności jak on sam. Nie pasowała do tamtego światka, który świetnie zajmował się sam sobą. On też. Mieli więc już dużo wspólnego jak na sam początek znajomości i jedno wspólne życzenie. Oby kiedyś obojgu się udało je spełnić. We dwoje jest zawsze łatwiej żyć i walczyć i przerywać i umierać. Jednak wierzę, że we dwoje łatwiej im też będzie zwyciężyć.
Także powiem to jeszcze raz, żebyś nie zapomniała. Uwielbiam jak piszesz Cam i naprawdę masz do tego ogromniasty talent. I twój Ricz jest w tej swojej niedoskonałości taki doskonały, że ojeju <3 I Nova, chociaż prawie nic o niej nie wiemy również jest niezwykle intrygująca. Aż człowiek nie może się doczekać, jak to się dalej tym zagubionym duszyczkom to ich życie poukłada. Jak im je poukładasz w tym swoim mistrzowskim stylu. Bardzo, bardzo liczę i czekam na następne części i wiesz, że ja będę zawsze i wszędzie? To już wiesz :D Do zobaczenia niedługo! <3
~isia
Kamuś... dopiero co z bólem serca żegnałam się z Tobą oficjalnie w tym światku, a tu taka niespodzianka. Najlepsiejsza na świecie, wiesz? Bo Ty i Rysiek to taki duet idealny, a do Twoich smutnych Ryśków to mam taką niesamowitą słabość... a Ty ich chyba znowu poblokowałaś, nie? Nieładnie.
OdpowiedzUsuńNo, to wszelkie uwagi i żale już wygłosiłam, a od teraz będę tylko chwalić i kochać.
Pamiętam jak na tt tak mimochodem wspominałaś o tym jak ten Riczowy rower Ci pasuje do kometek i w ogóle, to ja zawsze wypatrywałam wszelkich wspominek o kometkach, bo przecież ten pomysł zrodził się już dawno temu, a Ty się stopniowo coraz mniej opierałaś, no ale w końcu jak odmówić, gdy Rysio włazi do głowy?
Czy ja zawsze tak pieprzę w komentarzach?
Przeczytałam sobie jeszcze raz jedynkę, żeby mi się to lepiej wszystko ułożyło, a że jej nie skomentowałam w porę to teraz do tego wrócę.
Richard ma dość. Może nie życia, może nawet nie skoków, zwyczajnie braku sukcesów. Wpadł w rutynę, w której nie widzi już jasnych punktów, porównuje się do kolegów, oczywiście na ich tle wypada źle i czuje się jeszcze gorzej. I to nie chodzi o zazdrość, tylko o to, że człowiekowi zwyczajnie łatwiej, gdy obok siebie mamy osoby, które przeżywają to samo i dzięki temu mogą nas zrozumieć. Choć znaleźliby się pewnie tacy, którzy nie byliby w stanie wczuć się w jego sytuację. Nie wszystkim przeszkadza przeciętność, nie wszyscy chcą coś robić na sto procent. A on chce i chciałby, żeby te jego dwieście procent wystarczało. A ewidentnie nie wystarcza.
Rozczarowanie nigdy nie smakuje dobrze, ale on na szczęście w jednej kwestii się nie zawodzi. Po nieudanych zawodach wraca do domu, w którym czuje się szczęśliwy. I ma Marlene.
A ja mam mieszane uczucia, co do ich związku. Nie czuć tam chemii. Znają się na wylot, a mimo to ona jakoś nie dostrzega wymuszenia w jego uśmiechu. Nie rozumie jego nastroju, nie jest w stanie wysłuchać jego żali... Oczywiście, nie mówię, że ma mu pozwolić na użalanie się nad sobą, w końcu nie stała się żadna tragedia i wiem, że ma rację, mówiąc, że już tego nie zmieni i trzeba iść dalej. Tylko że on akurat w tym momencie potrzebował raczej usłyszeć, że w skokach jeszcze wiele może osiągnąć, a póki co jest świetnym facetem. A tak on nawet przed nią nie może się otworzyć i być sobą, a udawanie nigdy do niczego dobrego nie prowadzi.
Ale szlaban na seksy przed wizytą u fryzjera to popieram. Chociaż jak tak dzisiaj patrzę na niego to już chyba te włosy były lepsze.
Niemaszki w kupie to coś, co kocham najbardziej. Nawet jak tak trochę smęcą i smutkują nad piwkami. Zwłaszcza jak Wanki narzeka to serduszko pęka, ale jego serduszko za to pracuje jak należy. Tylko wyjątkowo muszę się zgodzić z Eisenbichlerem, bo Rysiek to dużo bardziej by się przy kawalerskim wykazał i obawiam się trochę czy te oświadczyny wypalą.
A Wellinger takiej roli to jeszcze nie miał.
A teraz mogę przejść do dwójki.
Ja akurat nie należę do osób, które potrafią się jednoczyć z naturą i uspokajać się na jej łonie, raczej tylko podziwiam widoki, więc zazdroszczę Richardowi, że chociaż na moment się zapomniał. To jest cholernie potrzebne, bo coraz bardziej pogrąża się w poczuciu bycia frajerem, a to nie jest dobry stan.
Te góry wlały w niego przynajmniej odrobinę nadziei, a skoro nagrywanie filmików traktuje jak obowiązek, to zdecydowanie mu jej brakowało.
Tym razem Marlene przynajmniej mówi mu, że jest najlepszym chłopakiem. Ale najpierw namawia go na imprezę, na którą on raczej nie ma ochoty, argumentując to tym, że jest przygaszony. Jakby spotkanie z jej znajomymi było odpowiednim rozwiązaniem. Lepiej by zrobiła gdyby do niego przyjechała i pojeździła z nim na rowerze. Bo on zdecydowanie w rodzinnym domu ma mniej czarnych myśli.
No ale dzięki tej imprezie poznał... to chyba za duże słowo, co? O ile Richard byłby gotów w pół godziny opowiedzieć o całym swoim życiu, to Nova jest bardziej powściągliwa. Dziewczyna z papierosem, tatuażem, raczej z tych, co rzucają się w oczy, chociaż nie w jego typie. A mimo to jest między nimi jakieś zrozumienie. Może i pełne ironii, ale jednak.
UsuńI jakoś bardziej widzę w niej jego bratnią duszę niż w Marlene, która jakoś nie zauważyła jego zniknięcia.
Powiem Ci jedno. Twoje kometki wciągają i uzależniają. I ja mogę czekać miesiącami, ale bardzo chcę poznać ciąg dalszy.
Kocham pani Twórczość, pani Kamilo ❤